czwartek, 1 września 2011

Angielska szlachta w szkole dla hipsterów - cz.1

Witamy ponownie!


Dzięki dzisiejszej analizie będziemy mieli niepowtarzalną okazję przyjrzeć się z bliska życiu młodej angielskiej szlachty(która pierwotnie koło angielskiej szlachty nawet nie leżała, co zostało udowodnione w trakcie wnikliwej analizy). Dowiemy się, czym bohaterowie inspirują się przy urządzaniu pokoju, ile zajmuje im dojazd na rozpoczęcie roku, jakie legendy krążą po elitarnej szkole dla hipsterów, a także co ma wspólnego Jack Sparrow z Paradise Kissem.


Zapraszamy do lektury!


Adres analizowanego bloga: http://arbiter-elegantiarum.mylog.pl/
Analizowały: Dżul i Koona

1. Rodzeństwo de la Valliere
Okej, przygotujmy się na istny crossoverowy festiwal nazwisk. De la Valliere to, jak nas informuje niezawodna Wikipedia, nazwisko kochanki Ludwika XIV. Jednak aŁtorce chodziło pewnie o główną bohaterkę pewnego anime.

Zapowiadał się niezbyt ciekawy dzień, szare chmury zasnuły niebo uparcie nie chcąc dopuścić słońca do głosu.

Założyły mu puchaty knebelek zrobiony z cumulusów.

Mmm, lubię, jak niebo bawi się w S&M.

Mimo wczesnego ranka już można było wyczuć, że do wieczora powinna nadejść potężna burza.

Burza zazwyczaj nadchodziła w dni, kiedy ranek był późny.

Powietrze było ciężkie i gęste, niektórzy powiedzieliby, ze można kroić je nożem.

Inni zaś uważają, że wystarczy do tego widelec.


Angel Sanctuary, była najlepszą dzielnicą Londynu, do której wjazdu pilnowały dwie wyrzeźbione z granitu czarne pantery, przed jedną z nich znajdowała się tablica z informacją do jakiej dzielnicy się przybyło. Kiedy się już przekroczyło bramę można było ujrzeć piękne wille na których podjeździe stały zawsze najnowsze samochody. Co poniektórzy nazywają ją dzielnicą snobów i gwiazdeczek. Fakt, faktem jest w tym sporo prawdy
(Zaprawdę powiadam wam, że faktycznie tak jest!), ale przede wszystkim w tej dzielnicy mieszka szlachta angielska.

Bogowie! Granitowe czarne pantery... Angielska szlachta schodzi na psy. Zresztą, co podkusiło podstarzałych dżentelmenów i niemłode już damy do przeprowadzki ze wsi do centrum Londynu?

Poza tym - wyborna nazwa, milordzie! Widać “angielską szlachtę” interesują mangi traktujące o kazirodczej miłości upadłych aniołów. Taka nazwa od razu tworzy atmosferę prawdziwej angielskiej klasy i tradycji.


Na balkon jednej z takich willi, chociaż bardziej skłaniałabym się ku powiedzeniu „na balkon małego dworku”,
(osiedle dworków mieszkaniowych?)wyszła szczupła brunetka w obcisłej bluzce i krótkich spodenkach od kompletu, przeciągając się na wszystkie strony.

Kobieta guma!

Długie antracytowe włosy miała związane w luźnego koka, przez co kilka niesfornych kosmyków spadało jej na twarz.

Ładny sposób na powiedzenie, że jej włosy były po prostu ciemnoszare.

Właśnie poczułam się jak facet, musząc sprawdzać, jak wygląda ten kolor.

Dziewczyna oparła się o balustradę wzdychając z niezadowoleniem. Wczoraj późnym wieczorem wróciła z Japonii, potocznie nazywanej krajem Kwitnącej Wiśni w której była przez ponad miesiąc i zdążyła się już odzwyczaić od nieprzyjemnego klimatu Anglii.

Długa ta potoczna nazwa. A nie, to tylko brak przecinka.

Jedynym dobrym aspektem tej sprawy był fakt, że już za cztery godziny miała pojawić się na rozpoczęciu roku szkolnego.

Błagam, i to ma być dobry aspekt? o.O

Hej, nie możesz wyśmiewać kogoś, tylko dlatego że lubi chodzić do szkoły. To przynajmniej daje nadzieję, że nie będziemy miały do czynienia z ironiczno-sarkastyczną buntowniczką wobec systemu oświaty i wychowania.

Ależ nikogo nie wyśmiewam, tylko biorąc pod uwagę, że lot z Japonii do Anglii trwa niemal dobę, perspektywy zrywania się rano z łóżka rano nie nazwałabym “dobrym aspektem”.


-Dango, dango, dango, dango, dango daikazoku
-Laine, znowu śpiewasz te głupią pioseneczkę?
Oparty o drzwi na balkon stał wysoki brunet w samych bokserkach
*check* z założonymi na piersi rękami.

-Ech, wolałbym zostać w Japonii- westchnął chłopak podchodząc do barierki i opierając się o nią. Dziewczyna powoli pokiwała głową opierając głowę na ramieniu chłopaka.
-Jazz, ja chce tam wrócić
-Oj tam, oj tam… Bądź dzielna jak przystało na moją maleńką siostrzyczkę

Kurczaki, a już wyciągałam popcorn. Ciekawe, czy aŁtorka pojedzie po bandzie i rzuci nam kazirodczy romans?

Patrząc na jej inspiracje - mały inceścik by mnie nie zdziwił. I daj ten popcorn, bo mam na niego od wczoraj ochotę.


Brunetka wydęła usta w typowo dziecinnym geście i niby to obrażona wróciła do pokoju, a trzeba przyznać , że było do czego wracać. Pokój był duży i przestronny. Pierwsze co uderzało człowieka gdy do niego wchodził był delikatny zapach róż

Zapach stosował klasyczny wślizg, by powalić wchodzącego, po czym zakładał podwójnego Nelsona.

No jak, przecież zapach był w tym delikatny, żaden Nelson! Po raz kolejny mam skojarzenia z S&M, które pogłębiają się po dalszym opisie pokoju.

delikatny zapach róż sprawiający wrażenie jakby wchodziło się do ogrodu zapełnionego tymi właśnie kwiatami. Tapeta na ścianach miała kolor lilii z delikatnymi kwiatowymi wzorami, które można było zauważyć tylko dzięki ich wypukłości. Fragment dzielący ścianę i sufit był rzeźbiony w różne tak zwane esy floresy.

- To co mam tu wyrzeźbić?

- Poproszę o kunsztowne arabeski, takie w stylu Ara Pacis, tak zwane esy floresy, wie pan, panie Zbysiu.

*patrzy z powątpiewaniem na sufit w pokoju* Ciężko jest coś wyrzeźbić w tak wąskim spojeniu.

Na środku sufitu wisiał żyrandol zbudowany z setek kryształków, które kiedy padło na nie światło słoneczne mieniły się wszystkimi kolorami tęczy. Na lewo od drzwi balkonowych stało wielkie dwuosobowe łóżko z baldachimem, po obu jego stronach stały rzeźbione hebanowe szafki nocne. Kolumny łóżka oplecione były pędami rzeźbionych róż, niektóre już zakwitłe inne miały dopiero pączki. Cztery poduszki teraz porozrzucane w nieładzie były czarne z karminowym motywem róż, tak samo kołdra i prześcieradło. Na jednej z poduszek leżała książka, na której okładce widniał tytuł „Portret Doriana Graya”.

Uwielbiam takie subtelne sugestie z cyklu “Moja bohaterka czyta ___, bo ja też to czytam. Jestem fajna, nie?”

Im dalej w las, tym więcej róż. BoCHaterka opka urządziła pokój w stylu taniego zamtuzu. Na drzwiach mogłaby powiesić tabliczkę z napisem "Pod Pączkiem Róży".

Obok łóżka stała duża biblioteczka, również z hebanowego drewna, której półki zapełnione były różnego rodzaju książkami i mangami. Naprzeciwko biblioteczki stało biurko w renesansowym stylu a na nim oprócz kilku książek, figurek i zdjęć leżał otwarty czarny laptop z uroczym znaczkiem firmowym firmy Apple.

Fakt, nadgryzione jabłko jest doprawdy słitaśne.

Laptop musiał wyglądać wyjątkowo uroczo leżąc na biurku o takim wyglądzie.

Zaraz obok stał granitowy kominek nad którym wisiał piękny obraz w złotek oprawie. Roiło się na nim od jaskrawych postaci w rozwianych szatach, krzątających się w kolumnadach bądź wyglądających z marmurowych balkonów. Część postaci unosiła się w powietrzu, wśród chmur. Na najwyższym balkonie stały cztery postaci, które w odróżnieniu od całej reszty zdawały się nie poruszać , lustrując ze spokojem panujący na dole chaos. W prawym boku obrazu widniał podpis malarza; Francesco Solimen.

Brzmi to trochę jak opis obrazu ze “Zmierzchu”.

Myślę, że aŁtoreczka starała się opisać ten obraz. Rzeczywiście, “krzątających się”. =.=” Każda nastolatka marzy, żeby mieć takie dzieło w swoim pokoju. Ciekawe, w jaki sposób boCHaterka ukradła je z muzeum w Neapolu.

[Oszczędzę czytelnikom dalszego drobiazgowego opisu - wycinam. Od siebie dodam, że ta próba oddania stylu życia wyższych sfer jest... rozbrajająco nieporadna. Jednak aŁtorka ma u mnie duży plus za tworzenie porządnych opisów, zamiast pójścia na łatwiznę w postaci jednozdaniowych ogólników czy wklejania linków.]

Do tego na ścianach wisiało wiele bardzo pięknych obrazów sprawiających wrażenie, jak gdyby postaci na nich zostały zaklęte.

Zaklęte w żaby?

Pewnie czekają na cnego rycerza, który zwróci im wolność.


-Wisz co, młoda? Ile razy wchodzę do Twojego pokoju mam wrażenie, że zwariowałaś.

Szlachcic, a mówi jak chłop.

Powinnaś już się zorientować, że w tym sezonie wśród szlachty w Anglii modne są kontrastowe i niekoniecznie wyrafinowane zestawienia.

-Doprawdy? Mnie tam się bardzo podoba- mruknęła przeglądając ubrania.- Jazz, braciszku, co mam ubrać?
W szkole artystycznej im. Williama Shakespeare’a nie było mundurków, zamiast tego każdy uczeń miał obowiązek przychodzić do szkoły w oryginalnych strojach, najczęściej robionych na zamówienie bądź szytych własnoręcznie. Ceniono tam oryginalność, szyk, elegancje i wysublimowane gusta.

Proszę państwa, pragnę przedstawić Szkołę Artystyczną im. W. Shakespeare’a - pierwszą na świecie szkołę hipsterów!

No i stało się jasne, czemu boChaterka opka chce chodzić do szkoły - wreszcie jakaś instytucja nie tłumi jej oryginalności i wyjątkowości.

Ale skoro to szkoła dla wyjątkowych ludzi, to kto tak naprawdę jest oryginalny w tym całym tłumie?

Każdy - bo to specjalna szkoła tylko dla Mary Sójek.


Brunet przeszedł na środek pomieszczenia i zaczął się uważnie rozglądać w poszukiwaniu czegoś odpowiedniego. Po chwili ruszył w stronę jednego z rzędów wieszaków i wyjął z niego fioletową, aksamitną sukienkę, o kolorze
ametystu (przekładając na ludzki - fioletową). Była ona przed kolana (można było ją trzymać tylko przed kolanami? To chyba niewygodne), wiązana na szyi z marszczonym dekoltem, całkiem sporym aczkolwiek nie wyzywającym.
-Taa, może być dobra- powiedziała do siebie podchodząc do brata.- Wiesz, że fiolet w okultyzmie oznacza, siódmą, najwyższą czakrę. Jest symbolem oświecenia duszy

Taa, a wiedziałaś, boChaterko, że ametyst jest symbolem przeciwdziałania wpływowi alkoholu? To też dużo o tobie mówi, skoro już wkraczamy w ezoteryczne rejony.


-Nie wiedziałem, do teko załóż te Twoją kameę od babci i te ametystowe kolczyki
(no chłop jak nic! Wyczuwam jakiś mezalians w rodzinie)- doradził podając siostrze sukienkę.- Dobra Laine, ja idę do siebie w końcu sam muszę się jeszcze przygotować.
-Mhm- powiedziała Valerain nie zważając za bardzo na to co powiedział jej brat.

To się nagadała...

Mówiłaś coś o braku arogancji, Koono?

Może boChaterka nie jest w stanie jednocześnie słuchać i wybierać stroju?

Położyła sukienkę na kremowych pufach ustawionych na środku pomieszczenia i podeszła do szuflady w której trzymała bieliznę. Wyjęła czarny koronkowy stanik i majtki do kompletu i poszła do łazienki. Garderoba też miała drzwi łączące ją z łazienką, żeby było wygodniej.
Półtora godziny później Valerain siedziała przy toaletce z kredką do oczu w ręku.

Jednorożcu, tak długo nawet ja nie siedzę w łazience. Co ona tam robiła, liczyła ilość rysunków róży na kafelkach?

Słońce, nie wierzę, że nigdy nie brałaś godzinnej kąpieli z solą morską i olejkami różanymi przed pójściem na tak ważne wydarzenie jak rozpoczęcie roku.

Słuchając do tego renesansowej muzyki zapewne. No i wszystko rozumiem.

Spojrzała jeszcze tylko krytycznie na swoje odbicie z lustrze i zeszła do kuchni po jakieś śniadanie.*check*
Przy stole siedział już Jasper jedząc tosty i jajka na bekonie.
-Witaj Marie- posłała wesoły uśmiech gosposi, ta odwzajemniła go wyjmując jednocześnie z piekarnika dwa pitta bread’y.

Ilekroć to czytam, widzę “dwa Brady Pitty”.

Położyła je na talerzu przed dziewczyną, zaraz obok pudełka z humusem.

Łoł, szczerze mówiąc tego się nie spodziewałam. To nie są zwyczajowe kanapki z serem i szynką.

A ja już się nastawiałam na perlicze jaja zapiekane z owocami leśnymi i miodem.


-Nie powinnaś tyle jeść bo się roztyjesz- zażartował Jasper spoglądając na siostrę z ironią. Komizmu dodawały mu okruszki w kącikach warg.

To komizm sytuacyjny czy postaci?


-Popatrz na siebie, moje jedzenie przynajmniej nie ocieka tłuszczem, grubasku- odgryzła się przeczesując włosy palcami. Jazz wystawił jej język i zabrał się za konsumowanie swojego śniadania, podobnie zresztą zrobiła Valerain.
W ciszy przerywanej jedynie przez muzykę lecącą z radia dokończyli śniadanie i zaczęli się powoli zbierać do wyjścia.

Tacy bogaci, a nie mają porządnego radia, które by nie gubiło fali.

Może leciał akurat ten utwór Johna Cage’a?


-George wpadnie po nas, czy zabieramy się moją bryką?
-Nie wiem, zaraz do niego zadzwonię i dam Ci znać, ok.?
-Mhm
Podczas kiedy Laine poszła do swojego pokoju spytać przyjaciela czy po nich podjedzie,

O, czyżby nasza urocza boChaterka przetrzymywała przyjaciela pod łóżkiem?

Oj tam pod łóżkiem, miała dla niego specjalny kufer zdobiony pączkami róż.

Jasper chciał dokończyć swój najnowszy szkic. Zerwał się dzisiaj z łóżka około trzeciej rano, tylko dlatego, że nagle przyszedł mu do głowy świetny pomysł na kreację.
Pokój Jaspera odwzorowywał dokładnie charakter swojego właściciela. Jasno fioletowe ściany, miały wymalowane w niektórych miejscach różne trochę surrealistyczne obrazy sięgające do sufitu. Na środku pokoju na dywanie, stał manekin ubrany w jakieś boa z piór i kapelusz. Naprzeciwko drzwi, w rogu, krzywo ustawione stało wielkie hebanowe łóżko z baldachimem. Pościel, w tej chwili rozrzucona w nieładzie, miała kolor szmaragdowy. Na lewo od łóżka były wielkie drzwi do garderoby, obok których stał kolejny manekin. A trochę dalej dwa biurka ustawione do siebie prostopadle, oba hebanowe. Na jednym leżał laptop i kilka zdjęć jakiś zeszyt, a na drugim świeciła się lampa kreślarska i leżały kartki papieru z projektami nowych ubrań. Na samym środku biurka, leżał dopiero zaczęty projekt przedstawiający suknie balową, wyjętą iście z XIX wiecznej Francji.

Bogowie, ja bym się bała zasnąć w takim pokoju. Poza tym, ta sypialnia wydaje mi się trochę gejowska. Zwłaszcza to boa z piór jest podejrzane.

Jeśli był projektantem, akurat to by mnie nie zdziwiło. Bardziej mnie zastanawia, jak taki wystrój pokoju świadczy o osobowości właściciela, oprócz tego, że jest on pozbawionym gustu czarodziejem-gejem.


Jasper przeszedł szybko przez pokój i usiadł przy biurku. Chwycił w palce ołówek
(cóż, dobrze, ze nie stopą) i zaczął szybko kreślić dodatkowe linie, odgarniając za ucho włosy. W tej chwili przeklinał siebie, za to że zgubił gdzieś swoją ukochaną gumkę do włosów, gdyż w tej chwili nie był w stanie skupić się przez wpadające mu do oczu włosy. .Każdy kto znał, przynajmniej trochę, młodego Panicza de la Valliere doskonale zdawał sobie sprawę, że gdy ten ma związane włosy lepiej mu nie przeszkadzać.

Jeżeli ktoś jeszcze nie zauważył, to chodzi o włosy, a prócz tego, to o włosy. Czy wspominałam o włosach?
Ale czy jego seksowne włosy wpadające do oczu nie zawładnęły w ten sposób Twoją wyobraźnią? … Moją też nie.

Na tyle tupetu miała tylko jego siostra i paczka przyjaciół. A tu nie było gumki, to nie miał jak zawiadomić świata że jest zajęty.

Czasami okoliczność nieposiadania przy sobie gumki jest najlepszym sposobem, żeby w ciągu dziewięciu miesięcy zawiadomić świat o tym, że jest się zajętym.


Był tak pochłonięty przez swój projekt, że gdy kilka minut później jego siostra z hukiem wpadła do pokoju nawet się nie zorientował, że już nie jest sam.
-Jazz, dzwoniłam do George’ego- zaczęła przeczesując włosy palcami
(aŁtorka ma chyba jakiś fetysz na punkcie włosów), aby pozbyć się ich z twarzy-Hej słuchasz mnie?!- zirytowana pomachała bratu ręką przed oczami.
-Taaa- mruknął Jasper z niechęcią odrywając wzrok od papieru i przenosząc go na siostrę.

Wzrok miał samoprzylepne łapki niczym gibon i odrywanie go wymagało sporego wysiłku.


-Więc…
-Zdania nie zaczyna się od „więc”, moja droga- zaśmiał się ironicznie Jasper, patrząc jak jego siostra stara się opanować i nie rzucić mu do gardła.

O, kryptoanalizator.


-WIĘC- zaakcentowała wyraźnie patrząc bratu prosto w oczy- Rozmawiałam z George’em i powiedział, że kupił sobie nowe auto wczoraj i chce koniecznie wszystkich podwieźć.- powiedziała uśmiechając się wesoło do brata –Będzie po nas o dziewiątej- dodała wychodząc już z pokoju.

Na którą oni, przepraszam bardzo, chodzą do szkoły, skoro rano mieli do niej aż cztery godziny, a G. ma przyjechać dopiero o dziewiątej?

Może to wieczorówka?


Chłopak westchnął ciężko patrząc na zamykające się za Valerain drzwi.
Nie ma co, myślał patrząc z rezygnacją na projekt, George to ma daleko po nas aż cztery ulice

Uuu. Nie było tak źle z interpunkcją, a tu takie braki…

2. Elita

George Phantomhive

Na Jednorożca, na crossover Georga z Paradise Kissu z Cielem z Kuroshitsuji bym w życiu nie wpadła!

George Phantomhive był wysokim, niewątpliwie przystojnym, dobrze urodzonym młodzieńcem. Trójkątna twarz z wyraźnie zarysowanymi kośćmi policzkowymi, była pokryta bladą skórą podkreślającą szczupły kształt twarzy.

Fakt, brak skóry bywa niezbyt korzystny dla kształtu twarzy.

Doskonale wykrojone usta, były uznawane przez wiele dziewczyn ze szkoły, za oznakę wyjątkowej namiętności. Prosty, trochę zadarty nos, zdradzał iż jego właściciel jest niewątpliwie dumną i arogancką osobą. Kiedyś jasno brązowe, teraz niebieskie, krótko ścięte włosy doskonale podkreślały piękne lazurowe oczy, przyciągając uwagę różnych ludzi. Przez wielu nazywany „Księciem”, głównie ze względu na styl ubierania i zachowanie .

Dobra, plus dla aŁtorki za to, że pojawiają się opisy mające więcej niż jedno zdanie. Ale, na muzy apollińskie, dlaczego opisuje w ten sposób? Opowiadanie nic nie straci, jeśli boChater będzie miał błękitne oczy zamiast lazurowych, a o cechach charakteru dowiemy się w inny sposób, niż oglądając jego nos. Swoją drogą, ciekawe co aŁtorka wyczytałaby z mojego nosa?

Nie czepiałabym się tak bardzo tej techniki opisu, lepsze to niż “był taki a taki”. A nos Koony, zwanej też Żyrem i Morsem z Wąsem, z pewnością inspiruje do wielu przemyśleń na temat charakteru ;). Zwłaszcza, kiedy marszczy się z niesmakiem nad opkami.

*marszczu* No dobra, racja. W sumie miło zobaczyć, że ktoś potrafi wykroczyć poza bazę ośmiu podstawowych kolorów, jeśli chodzi o nazwy. Ale mnie trochę ta egzaltacja w opisach zniechęca do lektury. Kwestia gustu.


Punktualnie o dziewiątej, pod bramą broniąca wjazdu na posiadłość państwa de la Valliere stanęło Porsche Carrera GT o kolorze nefrytu, z którego wyszedł wysoki chłopak ubrany w granatowo ciuchy ze złotym motywem, wyjęte jakby z XIX wiecznej Francji czy Anglii. Jego głowę zdobił granatowy kapelusz ze złotą obwódką i śnieżnobiałym piórem przyczepionym do jednego boku.

Wobraziłam sobie tak ubranego chłopaka, wysiadającego z tego samochodu. Moje oczy płoną.

*włącza opening ParaKissu dla wzmocnienia klimatu*


George pokiwał głową ze zrozumieniem i zajął się konwersacją z o rok starszym przyjacielem. Praktycznie znali i przyjaźnili się całą trójką od najmłodszych lat. Głównie ze względu na fakt iż wszyscy pochodzili z tak zwanych wyższych sfer, więc od dziecka mieli ze sobą kontakt. Zaraz przy pierwszym spotkaniu, ta święta trójca przypadła sobie do gustu i odtąd tworzyła nierozłączną paczkę, do której wkrótce potem dołączyli Davida Jasdero, Caroline Lumiere i Yvette Sparrow.

Nie podejrzewam, żeby Yvette była zaginioną córką Jacka, ale nie zdziwiłabym się, gdyby ubierała się jak pirat.

Litości, Jasdero też się tutaj pojawia? A te tradycyjne angielskie nazwiska wprawiają mnie w zachwyt.

I w tym właśnie składzie pozostali do dziś tworząc elitę w swojej szkole.
-Aj, George!- melodyjny krzyk brunetki rozszedł się po pustej ulicy, odbijając echem od ścian domów, i prawdopodobnie budząc niektórych ich mieszkańców.

Laine marzy o karierze śpiewaczki operowej i nawet tak prozaiczne czynności, jak wołanie kogoś na ulicy wykorzystuje do trenowania głosu.


Dziewczyna rzuciła się przyjacielowi na szyję ściskając go mocno.
-Tęskniłam za Tobą- mruknęła Valerain do ucha George’ego. Chłopak uśmiechnął się szelmowsko odsuwając się od przyjaciółki an długość wyciągniętych ramion, aby się jej przyjrzeć.

Z tego odsunięcia aż bije szelmostwo.

Następnym przystankiem była willa Davida skąd spodziewali się również zabrać Caroline, która niezwykle często tam nocowała.
David był wysokim, dobrze zbudowanym chłopakiem. Miał blond , krótko ścięte włosy które zawsze były postawione na żelu. Czekoladowe oczy patrzyły na świat z wiecznym optymizmem i dystansem do wielu spraw. Znakiem charakterystycznym chłopaka była masa kolczyków i punkowy ubiór. Po trzy dziurki w uszach, kolczyk w wardze, języku i brwi i do tego wieczne glany i ćwieki. Kiedy stali obok siebie z Jasperem i George’em wyglądali co najmniej dziwnie ale ich nigdy to nie interesowało.

Ach, czyli Jasdere tylko użycza nazwiska staremu, dobremu Arashiemu z ParaKissu. W takim razie nie wiem, co stało na przeszkodzie, żeby go normalnie nazwać.

Jego nazwisko nie brzmiało zbyt angielsko/szlachecko/hisptersko(niepotrzebne skreślić)

*bez namysłu skreśla dwa pierwsze określenia*

Ale przynajmniej nie dochodzi tu do dziwnej sytuacji, gdy japoński ninja zostaje faraonem.


Caroline natomiast była drobnej budowy dziewczyną, o dużych niebieskich oczach z niezwykłą wprost naiwnością patrzących na świat. Długie kręcone włosy kiedyś o miodowym kolorze, miała przefarbowane na różowo i zawsze ułożone w interesujące fryzury. Ubierała się bardzo dziewczęco w ubrania które z reguły szyła sobie sama.

Jeśli kogoś to interesuje - mamy tutaj do czynienia z kolejnym crossoverem, kiedy to jedna postać przybiera imię drugiej z tej samej mangi.

No, to już wiemy jak wyglądali wszyscy boChaterowie, teraz czas na fabułę. Akcja!


Po trwającym krótką chwilę przywitaniu z przyjaciółmi cała piątka skierowała się ku przedostatniemu punktowi ich wyprawy jakim był dom Yvette, który znajdował się na samym końcu ich Sanktuarium Aniołów.

A nie, pardą, zapomniałam o Yvette. Zmyliły mnie te opisy, których w zwyczajnym opku starczyłoby na piętnaście postaci.


Gdy pojechali pod dość pokaźnych rozmiarów dom przyjaciółki, przywitała ich jej młodsza siostra oznajmiając, iż Yvette jest jeszcze nie gotowa i aby wpadli na chwilę na herbatę.
-Czemu nie, mamy jeszcze sporo czasu do rozpoczęcia roku- zadecydował Jazz i całą piątką udali się do kuchni państwa Lumiere, gdzie zamierzali zaczekać na swoją spóźniającą się przyjaciółkę.

Podsumowując: wyszli z domu o dziewiątej wieczorem, teraz pewnie poczekają z dobre pół godziny na koleżankę, więc rozpoczęcie roku wypada mniej więcej na dziesiątą. *chwila zadumy* No tak, przecież szkoła dla hispterów nie może mieć gali z okazji początku roku o zwykłej godzinie. Głupia ja.

Może oni są świadomi swojego braku punktualności i nie chcą się spóźnić na rozpoczęcie roku, więc wyszli o dziewiątej wieczorem, żeby zdążyć na ósmą rano następnego dnia?

-Macie- Alice, młodsza siostra Yvette, postawiła przed piątka przyjaciół kubki parującej herbaty Earl Gray.

Szlachta, a angielską herbatę pije z kubków. Cóż za upadek obyczajów!

Wyobraziłam sobie angielską królową, która stawia przed gośćmi kubki herbaty, warcząc grubiańsko “Macie”.

Wiesz, lepiej kubki niż szklanki.

No tak, w końcu do czegoś te słynne angielskie obyczaje zobowiązują.

Pół godziny później kiedy mknęli już przez średnio zatłoczoną szosę w aucie panowało zamieszanie związane z ponownym spotkaniem się całej paczki w komplecie.

Hola! Dopiero teraz coś do mnie dotarło! Jak sześć osób zmieścili się w dwuosobowym roadsterze?

Pewnie aŁtorka wyobraziła sobie coś w rodzaju auta z piosenki "Friday".

Głosy przyjaciół mieszały się z muzyką lecącą z głośników w samochodzie.
-…i wtedy Dave rzucił się w tłum a oni go złapali i przenieśli na sam środek sali…-Caroline siedząca na kolanach u blondyna, miała z przejęcia zaróżowione policzki i przyjaciele byli pewni, że gdyby stała skakałaby podniecona po podłożu.

Nie mogąc zastąpić swojskiej “ziemi” czy też “podłogi” żadnym kolorem minerału, aŁtorka usunęła nam grunt pod nogami i zastąpiła go PODŁOŻEM. *napawa się* PODŁOŻE - to brzmi dumnie!

3. Williams Shakespeare Artistic School

Budynek szkoły artystycznej im. Williama Shakespeare w żadnym wypadku nie przypominał typowego budynku szkolnego. Szczerze powiedziawszy, prędzej można go było nazwać dworem, a nawet pałacem, niż szkołą.
Na teren szkoły wjeżdżało się przez wielką bramę z żelaza z literami W.S A.S (Williams Shakespeare Artistic School), dalej przez prawie pół kilometra jechało się żwirowaną aleją na której końcu była duża fontanna, wedle podań uczniowskich w czasie pierwszej pełni zaraz po zakwitnięciu pierwszych azalii, gdy przyjdzie się pod tą fontannę i wypowie marzenie wrzucając jeden kwiat azalii marzenie to się spełni.

Czuję się jak plebs, gdy przypominam sobie legendę z naszej szkoły, głoszącą, że kiedy mury tej zacnej instytucji opuści w końcu dziewica, to zegar na wieży znów zacznie chodzić -.- .

Azalie za długo sobie nie pokwitły, skoro z powodu legendy wszyscy je zrywali i wrzucali do wody. I jesteś plebsem, nie wyobrażaj sobie, że tylko z powodu różowych włosów z dnia na dzień staniesz się Mary Sójką.

Pałac był w stylu renesansowym zbudowany pod koniec XVI w. przez hrabiego Rodericka Lavinglota. Miał trzysta sześćdziesiąt pięć pomieszczeń, część otwartych dla zwiedzających tylko w weekendy i wakacje, natomiast reszta stanowiła coś co miało przypominać klasę.

Jedną klasę? To ilu uczniów miała ta niezwykle wyrafinowana szkoła?

Hrabia Lavinglot kazał wybudować dziewięćdziesiąt dziewięć wieży (a może jeszcze wieżów? jeżów ^^)i wieżyczek aby upamiętnić wszystkie swoje pozostałe posiadłości.

I don’t get it. W jaki sposób wieże upamiętniały resztę posiadłości?

Zamek nadal był własnością rodu Lavinglotów, którzy zarządzali szkołą, jednak mieszkali oni, dla wygody, w pobliżu pałacu Buckinghum.

Aucz.

Pewnie w Big Benie.

Ale “BuckingHUM”! *patrzy bezradnie to na Dżulię, to na ekran* „BuckingHUM”! *”hum, hum, hum…” powtórzyło echo*

Oddając głos wujkowi Google...

Posiadłość posiadała wiele strasznych legend którymi straszono młodsze dzieci bądź siebie nawzajem w Halloween.

- Hej, dziś Halloween! To ja postraszę ciebie straszną legendą, a potem ty mnie, ok?

- Wyborny pomysł, milordzie! Wszak nie można straszyć siebie samego.


Kiedy dojechali na miejsce a George’emu udało się znaleźć miejsce do parkowania, byli spóźnieni prawie o godzinę i doskonale zdawali sobie sprawę, ze jeżeli teraz zrobią swoje efektowne entrée do kaplicy, w której odbywała się msza dla uczniów, mogliby ściągnąć sobie spore problemy zaraz na początku roku. Na szczęście późniejsze przemówienie dyrektora odbywało się w wielkiej Sali teatralnej, tak więc nie mieli nic stracić. Żadne z nich nie było zbyt wierzące, dlatego niespecjalnie żałowali tylko powolnym krokiem udali się w stronę sali balowej.

To w końcu balowej czy teatralnej?


Pół godziny później uczniowie, wszyscy modnie i oryginalnie ubranie zaczęli wlewać się do Sali.

Ubranie kroczyło z przodu, a za nim nadzy uczniowie. Takie wejścia były modne w tym sezonie.

Wystraszeni pierwszoklasiści razem z rodzicami, paczki przyjaciół śmiejące się wesoło jak i samotnicy niezbyt zainteresowani innymi. Na końcu przyszedł dyrektor wraz z ciałem pedagogiczny.

Ciało dyrektora podkreślało jego pedagogiczność.

On był pedagogiczny nie tylko duchem, ale i ciałem.

Dyrektor Andrew Hodgins, mężczyzna w średnim wieku, dobrze zbudowany, wysoki, budzący szacunek i często grozę, był tak naprawdę niezwykle sympatycznym człowiekiem z dużym poczuciem humoru i dystansem do samego siebie. (...)

-Oho, kogo moje piękne oczy widzą-uśmiechnął się ironicznie Hodgins, przyglądając rozpartej wygodnie na krzesłach szóstce przyjaciół-moi ulubieńcy raczyli się pojawić na rozpoczęciu roku
-O, Pan Dyrektor- Dave udał zdziwienie uśmiechając się wesoło- My również się cieszymy, widząc Pana. Prawda, moi drodzy?
-Ależ oczywiście- poparł przyjaciela George zdejmując z głowy kapelusz, który uniemożliwiał mu spojrzenie w na dyrektora.
-Valerain, wiesz, że przemawiasz na rozpoczęcie roku?- dyrektor zwrócił się do brunetki z zainteresowaniem przyglądającej się kilku pierwszoroczniakom. Dziewczyna obróciła powoli głowę w kierunku dyrektora unosząc wysoko brwi.
-Wydaje mi się, że właśnie się tego dowiedziałam- powiedziała od niechcenia nawijając na palec kosmyk włosów. Nie miało w tym momencie znaczenia, że nie miała przygotowanej mowy powitalnej, nie wiedziała o żadnych ciekawych wydarzeniach jakie mają nastąpić w tym roku szkolnym, lubiła przemawiać i wiedziała że wszystko się musi udać. W końcu w jej perfekcyjnym świecie, rzadko coś mogło wyjść nie tak jak chciała.

*pada porażona dawką samokrytyki, jaką zaserwowała jej aŁtoreczka*

W prawdziwym świecie po takiej rozmowie z dyrektorem już by się było wywalonym na zbity pysk.


-Chciałabym się…
-Byłbym wdzięczny- przerwał Laine dyrektor- jeżeli po oficjalnym rozpoczęciu roku pojawilibyście się na chwilę w moim gabinecie.
Przyjaciele popatrzyli na siebie ze zdziwieniem, usiłując sobie przypomnieć czy zawinili czymś oprócz faktu, że nie pojawili się na mszy rozpoczynającej rok szkolny. W końcu kiedy doszli do wniosku, że jednak nic w zasadzie nie zrobili pokiwali zgodnie głowami.(...)
Kilkanaście minut później rozpoczęła się druga część rozpoczęcia roku, czyli przemówienia. Część, pomijając mszę, najnudniejsza. Na środek sceny na którym aktualnie znajdował się drewniany podest z mikrofonem i wygodne krzesła na których zasiadali nauczyciele, dyrektor oraz właściciele posiadłości , wyszła szczupła brunetka którą przywitały głośne oklaski. Dziewczyna doszła do podestu z mikrofonem i poprawiła go z gracją.

Czy podest na scenie to już aby nie przesada?

Był potrzebny, aby Laine mogła z gracją odtańczyć pas de deux z mikrofonem.


-Witam Was na rozpoczęciu roku w Szkole Artystycznej imienia Williama Shakespeara- zaczęła uśmiechając się czarująco do wypełniających salę po brzegi uczniów i rodziców-Rozpoczyna się właśnie kolejny rok, który część z Was poświęci na doskonalenie umiejętności, część na zapoznawanie się z otoczeniem a inni na cele towarzyskie. Przeważająca większość osób zgromadzonych w tej sali mnie zna, ale dla nowych uczniów tej szkoły przedstawię się. Nazywam się Valerain de la Valliere i jak na razie pełnię głównego prefekta tej szkoły- brunetka zamilkła rozglądając się przez chwilę po Sali.

Jak już to prefekt wypełnia Valerain, a nie na odwrót.

Hm, widzę, że Lain ma jeszcze parę intymnych sekretów do zdradzenia. W świecie hentai nie takie rzeczy się widziało...

Na palcach obu rąk można było policzyć osoby na poszczególnych latach nauki, które należały do normalnych, niespecjalnie bogatych rodzin, a uczęszczały do szkoły tylko dzięki stypendium, właśnie ze względu na te mniejszość wyróżniającą się znacznie na tle dzieci z arystokratycznych rodzin, czy dzieci bogaczy odbyła się w zeszłym roku wielka afera o szkolne mundurki ponieważ ciało pedagogiczne i niektórzy rodzice nie chcieli aby były takie widoczne różnice między uczniami.

Pachnie mi tu ministrem Romanem Giertychem.

Gdyby podzielić to zdanie na dwa osobne, to by mniej bolało...

-W naszej szkole w sumie jest w sumie szesnastu prefektów. Jeden główny, pięciu naczelnych i dziesięciu zwykłych. W miarę upływu czasu poznacie wszystkich prefektów z imienia i nazwiska a na razie możecie ich rozpoznać po odznakach w kształcie kwiatu lotosu. Brązowych, srebrnych i złotych
A w zasadzie tylko brązowych, ani prefekt główny ani prefekci naczelni nie wzięli swoich odznak pomyślała przeczesując włosy palcami.
-Resztę dowiecie się albo od prefektów albo z folderów jakie otrzymacie w swoich klasach- powiedziała zadowolona, że skończyła nareszcie nudzący wszystkich temat

Bo nie ma to jak wybrać z premedytacją nudny temat na przemówienie, tylko po to, by się pochwalić swoją merysuistoscią.

- A teraz coś co zainteresuje wszystkich. Czyli co ciekawego będzie się działo w tym roku w naszej szkole. Odbędzie się wielka premiera „Upiora w Operze” wystawiana przez klasę musicalową, nasi wspaniali tancerze jadą pod koniec roku na tournée z Michaelem Jacksonem, klasa baletowa wystawia Jezioro Łabędzie. Nasi wspaniali projektanci i ich grupy mogą się wykazać na wielkim pokazie mody w Londynie. Natomiast malarze i rzeźbiarze będą mogli pokazać swoje dzieła w jednej z Londyńskich galerii sztuki. Orkiestra szkolna będzie miała swój udział w obu premierach jak i we własnym koncercie na którym zaprezentuje najbardziej znane dzieła Bacha. Oprócz tych wydarzeń mamy tradycyjnie trzy wielkie bale, dwa festiwale i Halloween. (...)

Poziom zajebistości szkoły, imprez itd. mnie powalił. Nawet nie będę zadawać głupiego pytania, czy przy ogromie tych atrakcji starczy czasu na naukę, bo od kiedy szkoła jest po to, żeby się uczyć?

Brakuje mi w tym wszystkim tylko honorowego patronatu królowej angielskiej i warsztatów aktorskich z Morganem Freemanem.

Z mojej strony to byłoby na tyle, teraz wysłuchajmy naszego wspaniałego dyrektora Andrew Hodginsa- zakończyła z uśmiechem i zeszła z podwyższenia robiąc miejsce dyrektorowi.
Adrew Hodgins przemawiał długo ale i interesująco jak to on miał w zwyczaju. Przytoczył kilka anegdotek ze swojego życia, postraszył pierwszaki legendami pałacu,
(tą o kwiatach azalii również? Zaiste, przerażająca)wygłosił długą listę rzeczy zakazanych i przedstawił kilku nowych nauczycieli zakańczając (sic!) wszystko zgrabnie jedną ze złotych myśli zasłyszanych na jakimś wyjeździe czy przeczytaną w książce.

A tego nie wiedział sam dyrektor, czy narrator zaczyna się gubić?


(...)Gabinet dyrektora mieścił się w prawym skrzydle posiadłości zaraz koło wielkiej biblioteki. Kiedy cała sześcioosobowa elita dotarła nareszcie na miejsce bez pukania, bo i po co,
(no rzeczywiście, po wuj pukać wchodząc do kogoś... *wywraca oczami* Pukanie jest dla plebsu, a oni są szlachta pany!)weszli do środka gustownie urządzonego gabinetu.

Zaraz przed wejściem stało mahoniowe, masywne biurko za którym z reguły zasiadał dyrektor, po prawej stronie znajdował się stolik do kawy, marmurowy kominek skórzana sofa i dwa fotele które teraz zajmowali dwaj młodzi mężczyźni.
Valerain, Jasper i George na ich widok przystanęli oniemiali patrząc to na siebie to na dwójkę gości, dyrektor natomiast widząc szóstkę swoich „ulubieńców” przywołał ich gestem do siebie.
-No nie, ile można..- powiedział cicho George zaciskając szczęki i chwytając zaborczo przyjaciółkę za rękę. Valerain natomiast zniknął na chwilę uśmiech jakim z reguły obdarzała ludzi, a jego miejsce zajęło wielkie zdziwienie. Porozumiewawczo uścisnęła George’ego za rękę po chwili wyswobadzając się z jego uścisku.
-Witaj Will, Harry...

I w tym pełnym napięcia momencie kończymy dzisiejszą analizę!

Czy Will okaże się piratem i pomoże Yvette odnaleźć ojca?

Czy tajemniczy Harry ma na czole bliznę w kształcie błyskawicy?

O tym już w następnym odcinku za tydzień!

4 komentarze:

  1. Przepraszam bardzo, ale Will i Harry to na pewno angielscy książęta. Ten trzykropek na samym końcu mówi o tym sam za siebie - poziom za***bistości wzrasta z każdym momentem xD

    More! MORE!

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się ta analiza - rzeczowo, dowcipnie, bez wyzłośliwiania się. Acz na obronę aŁtorki muszę stwierdzić, że o ile wyrośnie z egzaltacji, głupich nawiązań i nauczy się interpunkcji, to w przyszłości mogą z niej być ludzie. Albo parapety. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem zachwycona! Te komentarze są boskie! Dlaczego następna notka dopiero za tydzień? :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń