piątek, 9 września 2011

Angielska szlachta w szkole dla hipsterów, cz.2

Witamy!

Na początku chciałyśmy przeprosić za opóźnienie w opublikowaniu analizy. Mamy nadzieję, że zostanie nam to wybaczone.
Dzisiaj spotkamy się po raz drugi (i ostatni) ze szlachecką paczką przyjaciół, uczęszczającą do elitarnej szkoły dla opóźnionych w rozw... echem, wybitnie uzdolnionych. A co nas czeka w tym odcinku? Włosy stosowane jako broń, uśmiechy chronione patentem, centrum wszechświata na szkolnym parkingu, sala teatralna w roli szpiega, a to wszystko topi się w morzu ironii i lanserstwa.

Zapraszamy do lektury!

Adres analizowanego bloga: http://arbiter-elegantiarum.mylog.pl/
Analizowały:
Dżul i Koona


04; Arbiter Elegantiarum

-Witaj Will, Harry
Trudno było nazwać te dwójkę przystojnymi. William, wyższy od brata o kilka centymetrów, niewątpliwie przystojniejszy miał krótko ostrzyżone kasztanowe włosy.
Od razu “niewątpliwie”, de gustibus non est disputandum, może komuś bardziej podoba się Harry.

Nie wyglądał na człowieka uprawiającego jakiekolwiek sporty ze zbytnim zamiłowaniem, jak i na kogoś spędzającego zbyt dużo czasu przy jedzeniu, ot taki jak większość chłopaków albo mężczyzn. Nic specjalnego.
Harry bardzo piegowaty, rudzielec o niekiedy niezbyt inteligentnym wyrazie twarzy. Wyraźnie widać było zbędne kilogramy których raczej powinien się pozbyć.
A niech to! To nie są Potter i Turner, to tylko książęta Anglii. Teraz naprawdę brakuje tu jedynie królowej.
Uderzająca jest różnica pomiędzy opisem wymyślonych boChaterów, a prawdziwych książąt. Od razu widać, kogo aŁtoreczka stawia wyżej w opkowej hierarchii. Bez przesady, ja tutaj “wyraźnych zbędnych kilogramów” nie widzę.
Ale prawdę mówiąc zgodzę się ze stwierdzeniem, że Harry urodą nie grzeszy. Za to ten gracz polo po lewej... Wrrrrróć! opko czeka!

-Valerain, dawno się nie widzieliśmy. Jak się bawiłaś w Japonii?- William z uśmiechem podszedł do dziewczyny całując ją w rękę. Harry, zaraz poszedł za przykładem brata również całując brunetkę w dłoń.
-Doskonale, aż żal było wracać- powiedziała lekko przywołując na twarz swój niezawodny uroczy uśmiech.- A można wiedzieć co Wy tu robicie?
-Zarządzenie ojca- wyjaśnił krótko Harry witając się z Jasperem i Georgem krótkim uściskiem ręki.
Dave, Yve i Carole stali w miejscu patrząc się to na przyjaciół to nieznane im a jednocześnie aż za dobrze znane im sylwetki dwójki mężczyzn.
Ten oksymoron aż prosi się o komentarz, ale rozbraja mnie swoim brakiem subtelności.
Aż się prosi, żeby przekuć go w bardziej poetycką formę:
Obcy, chociaż znajomy
Widziany, a jednak nieznany
O książę, z powodu wyglądu
Tru Lofferem nie będziesz nazwany!

Żadne z nich na dobrą sprawę nie wiedziało jak się zachować, spodziewali się wszystkiego ale nie przyszłych następców tronu Anglii.
Młode szlachciątka w szoku przeszły na “ty” z dziedzicami tronu, a teraz nagle przypominają sobie o etykiecie. Lepiej późno, niż wcale.
Nikt się nie spodziewa Hiszpańskiej Inkwizycji, ale następców tronu Anglii? Widuję ich przecież codziennie w moim osiedlowym warzywniaku.

-Dobrze, tylko jakie jest nasze zadanie?- zadał pytanie Dave poprawiając nacelowane włosy.
Czekając na wytyczne misji, Dave wycelował swoje śmiercionośne włosy w drzwi. Być może przyjdzie oddać mu życie za ojczyznę i książęta.
W ten sposób wyjaśniona zostaje obsesja narratora na punkcie włosów: jako groźna broń mogą zmieniać losy krajów i narodów, nic dziwnego, że zajmują tyle miejsca w opku.
Nagle te wszystkie antracyty i inne minerały zamieniają się w broń chemiczną masowego rażenia...

-Nasze zadanie ma rude włosy, po około metr siedemdziesiąt wzrostu i stanowczo zbyt dużą władzę jak na swój wiek.
Personifikacją ich zadania jest olbrzymi lis z nadwagą? A, pewnie wyruszą na polowanie!
“Pojedziemy na łów, na łów, towarzyszu mój!” *nuci sobie* Ogary poszły w las!

Stwierdzenie Jaspera wywołało u wszystkich większy bądź mniejszy uśmiech. Jasper, Valerain i George bez obaw mogli kpić z dzieci Księcia Karola, z takiej prostej przyczyny że znali się od małego i widzieli w tej dwójce więcej ze zwykłych ludzi niż koronowanych głów.
Co tam oficjalne tytuły, dla nich rodzina królewska to niewiele więcej niż drobnomieszczaństwo. W tym całym BuckingHUM nie mają nawet granitowych panter strzegących wejścia, phi.

-Dobrze, dobrze- przerwał ten niespodziewany wybuch wesołości dyrektor Hodgins- zanim zaczniecie narzekać, że wyrywam całą waszą szóstkę z pierwszych zajęć muszę Wam coś dać…- mówił przeszukując stos papierów leżących na biurku. Po chwili ciszy, którą przerywał jedynie szelest papierów, Hodgins wyciągnął w stronę Valerain i George’ego po jednej teczce dla każdego.
-Pani Boyl kazała Wam to przekazać- dodał- i zastrzegła, że macie jak najszybciej się wszystkiego nauczyć, bo jeszcze może zmienić zdanie.
Valerain z zainteresowaniem otworzyła teczkę i zaczęła przeglądać jej zawartość z satysfakcją w oczach. W teczce znajdował się scenariusz musicalu „Upiór w Operze” i wypisaną tłustym drukiem rolą jaka została Pannie de la Valliere przydzielona.
Jest tak zajebista, że nawet “panna” w jej kontekście należy pisać z dużej litery.
Czcionką większą od reszty scenariusza i wytłuszczoną z podkreśleniem, tak, żeby nikt nie miał wątpliwości, kto będzie gwiazdą przedstawienia.

Christine Daaé, dokładnie tak jak się tego spodziewałam
Ja bym na to nie wpadła. Nawet przez myśl mi to nie przemknęło.
Mnie też to zaskoczyło. Myślałam, że dostanie rolę drzewa.

Oprócz tego znajdował y się w środku nuty oraz teksty do wszystkich utworów wykonywanych w spektaklu, z podkreślonymi flamastrem na czerwono utworami w które śpiewa Christine.
Zawartość teczki George’ego była bardzo podobna, z tą drobną różnica że na jego scenariuszu wypisane tłustym drukiem było „Upiór Opery”.
Teraz to nie mają wyjścia - muszą zostać parą. Jak w “High School Musical”.
Pytaniem jest, kto dostanie role Raoula - przewiduję, że powstanie miłosny trójkącik.

Zawsze dostawali główne role. Trudno było powiedzieć na ile było to zasługą ich niepodważalnego talentu a na ile ich pozycji w społeczeństwie.
Hmmm, niech pomyślę, co mogło mieć większy wpływ... Oczywiście, że talent, chyba nie sądziliście, że wątpię w zdolności naszej szlacheckiej parki?

Dyrektor przez chwile obserwował dwójkę ze swoich pupilów
(You’re doing it wrong! Oglądał w telewizji program drugi, siedząc na uczniach?), i przeszedł do reszty zaczynając znowu grzebać w papierach na swoim biurku.

Akurat w tym roku kiedy miał takie wielkie plany, książę Karol musiał wysłać swoich synów do jego szkoły, a główni bohaterowie i jego największa nadzieja równocześnie mają ich teraz niańczyć zamiast zajmować się swoimi zajęciami. Ale co miał zrobić, przecież nie mógł odmówić.
… aż nie wiem, od czego zacząć. Dyrektor szkoły, zamiast sikać po nogach za szczęścia, jest niezadowolony, że następca tronu Anglii raczył wysłać swoje pociechy do jego placówki. Ba, martwi się o swoje wschodzące gwiazdeczki, że będą musiały się nimi zajmować! It’s soooo not logical! AŁtorko, mam jedną prośbę:

Słońce, nie zauważyłaś jeszcze, że książęta nie są ani tak przystojni, ani tak utalentowani jak główni boChaterowie? Wybór jest chyba oczywisty!

-Jasper, ty natomiast razem ze swoim zespołem oprócz pokazu mody spróbuj swoich sił w projektowaniu strojów do Upiora. Tylko nie odwal fuszerki, proszę Cię- powiedział dyrektor grożąc Jasperowi palcem.
-No co Pan, ja i fuszerka? Toż to oksymoron- zaśmiał się perliście chłopak przeczesując włosy.
Oksymoron, to my widziałyśmy parę akapitów wyżej.
*krzyczy* Jasper, uważaj na te włosy, bo jeszcze wybuu... Albo wiesz co, nie przeszkadzaj sobie.

Cały zespół zajmujący się projektowaniem i szyciem w składzie Jasper, Yvette, Caroline i David uśmiechnął się tryumfalnie przewidując zwycięstwo. Długoletnia praktyka w końcu robi swoje.
Rozumiem, że maszyna do szycia, manekin i przybornik z nićmi to były ich pierwsze zabawki? Bo nie wiem, kiedy mogli zacząć tworzyć na tyle wcześnie, by chwalić się “długoletnią praktyką”.
Najwyraźniej ich życie nie zawsze było usłane różami i jako dzieci musieli sami szyć sobie ubrania.

O ściany korytarzy w pałacu odbijał się echem stukot obcasów. Z ram obrazów spoglądali byli mieszkańcy tego dworu obserwując, idąca szybkim krokiem z dumnie uniesioną głową brunetkę.
Żywe obrazy?! A więc akcja jednak dzieje się w Hogwarcie! Może to nie przypadek, że Harry Potter nosi to samo imię, co następca tronu?
Sugerujesz, że Potter przytył, przefarbował się i ucharakteryzował, by w pewnym momencie zrobić wielki coming out?
Cóż, w kwestii dalszych losów Harry’ego Rowling zostawiła pole dla wyobraźni czytelników, więc... czemu nie? :D

Zmierzała ona w stronę sali teatralnej na aby przynajmniej być na pierwszej próbie przez te kilka chwil.
To zdanie to jakieś totalne puzzle.
 Można je potraktować jako lingwistyczną zagadkę, ale wolałabym, żeby aŁtorka sama wiedziała, jak ją rozwiązać.

Pół godziny temu skończyli oprowadzać Harry’ego i Williama po posiadłości opowiadając czym zajmują się poszczególne wydziały jak i przybliżając im historię zamku. Wszyscy już rozeszli się na pierwsze zajęcia włącznie z Georgem, a ona wracała właśnie z gabinetu dyrektora gdzie odprowadziła synów księcia Karola.
Przez całą drogę jej myśli zaprzątały różne teoretycznie przypadkowo rzucone w jej stronę uwagi na temat małżeństwa.
Hola! Hola! A skąd tu nagle małżeństwo? Oczywiście, że już wiemy kto jest Tru Lofferem, ale żadnymi uwagami na temat ślubu nie rzucałyśmy.
*chowa za plecy uwagę, którą właśnie miała rzucić w boChaterkę* Niee, absolutnie, niczym nie rzucałyśmy.

O ile dobrze wiedziała rodzice nie planowali jej za nikogo wydawać, tym bardziej że zdawali sobie sprawę co ona myśli o takich ustawionych małżeństwach.
No błagam... Co to? Średniowiecze? Wiem, ze ustawianie małżeństw było praktykowane jeszcze niedawno, ale to opowiadanie chyba dzieje się już w XXI w. Chyba, ze przenieśliśmy się w czasie i tego nie zauważyłam.
Powoli dochodzę do wniosku, że boChaterowie należą do jakieś dziwnej sekty (te imiona i podawanie się za szlachtę są podejrzane). Może w tym kręgu aranżowane małżeństwa są normą.

Uspokój się, na litość boską, wszystkie te głupie uwagi Williama nie muszą mieć jakiegoś większego znaczenia. To wcale nie znaczy ze chcą mnie za niego wydać….
Widać, ze opko już przeterminowane. Uspokoję cię, boChaterko - nie jesteś kobietą dla Williama. Zbyt zajebista. On woli jakąś miłą dziewczynę z plebsu.
BoChaterce spadł kamień z serca, że nie będzie musiała się zniżać do małżeństwa z pierwszym lepszym księciem. W hierarchii społecznej stał tyle niżej od niej, że czułaby się, jakby popełniała mezalians.

Zajęta takimi i im podobnymi myślami dotarła do sali w której mieli zajęcia. Na scenie właśnie stałą Charlotte, a wnioskując po utworze w jakim się próbowała, została jej dublerką.
Charlotte zanurzyła w utworze swój palec, po czym go spróbowała. Zasmakowało jej, więc bez namysłu wskoczyła cała do utworu.

Charlotte Valentine była córką dyrektora firmy zajmującej się dystrybucją telefonów Nokia w Wielkiej Brytanii. Dziewczyna była całkiem ładna, długie, brązowe, kręcone włosy spięte w koński ogon spływały po plecach.
Moczyły jej przy tym całe ubranie, stąd dziewczyna była nazywana “Miss Mokrego Podkoszulka”.

Ubrana zgodnie z najnowszymi trendami, w szyte na zamówienie ubrania, była idealnym przykładem ucznia tej szkoły. Kiedy zobaczyła Valerain schodząca po schodach, między rzędami siedzeń, w jej oczach zabłysły dwa często łączące się uczucia. Zawiść i uznanie.
-Panno de la Valliere!- wykrzyknęła zadowolona Pani Boyl, przerywając tym samym próbę.-Cieszę się, że w końcu się pojawiłaś. A teraz wskakuj na scenę i spróbuj zaśpiewać z Georgem duet Upiora i Christine.
Dziewczyna skinęła potakująco głową i szybko zeszła z ostatnich paru schodów i weszła na scenę na której już stał George ze swoim nieodłącznym trochę ironicznym uśmiechem.
Wyobraziłam sobie taki pokaz slajdów ukazujący całe życie George’a, który na każdym zdjęciu ma swój “nieodłączny trochę ironiczny uśmiech”.
Prawie jak zdjęcia Barney'a z serialu “Jak poznałem waszą matkę”.
O, o, o! Właśnie to!

Podczas kiedy Valerain i George zaczynali swój duet, pośród pozostałych aktorów trwała dyskusja na temat wyżej wymienionej dwójki.
-Słyszałem że spędziła całe wakacje w Japonii- powiedziała jedna z dziewczyn w kierunku koleżanek.
-Też to słyszałam, ale wiecie że podobno rodzice chcą ją wydać za księcia Williama?
-Żartujesz?! Zawsze dostają jej się najlepsze kąski. Najpierw wzięła sobie George’ego..
-…a teraz wyjdzie za księcia Anglii- westchnęła mała blondynka przyglądając się obiektowi ich plotek.
-W dodatku brat albo George zaprojektuje jej czego sobie zażyczy. Też bym tak chciała- westchnęła inna spoglądając na swoje, trochę matowe kasztanowe włosy.
Patrz Koona, potwierdzenie naszej teorii, że urodę Mary Sue rozpoznaje się po włosach. Ten opis włosów nie ma nic wspólnego z wcześniejszą wypowiedzią, a służy jedynie pokazaniu, o ile jest mniej zajebista od głównej boChaterki.

-Arbiter elegantiarum*- podsumowała wypowiedź koleżanek ładna blondynka, a inne jej przytaknęły.
Alea iacta est. Teraz Mary Sue musi zginąć. Jest zbyt doskonała.
_____________________________________

*Arbiter elegantiarum oznacza "mistrz dobrego smaku", z reguły chodzi o kogoś kto ma doskonały gust, świetnie się ubiera.
Żeby nie było, wyjaśnienie pochodzi od samej aŁtorki. To ona uważa swoich czytelników za głupszych od siebie, nie my.

05. Thomas Thermopolis

Próba trwała jeszcze przez dwie godziny w czasie których pobieżnie przejrzeli tekst i zaśpiewali kilka piosenek. Nic więcej nie mogli zrobić, szczególnie kiedy aktora grającego hrabiego de Chagny nie było.
-Dobrze, moi drodzy- przerwała próbę Pani Boyl spoglądając na zegarek- Na dzisiaj Wam dziękuję, juto widzimy się o ósmej rano i wtedy też omówimy kilka dodatkowych szczegółów
Uczniowie klasy musicalowej pokiwali potakująco głowami i zajęli się zbieraniem swoich rzeczy. W pół godziny później sala teatralna opustoszała, nie dając nikomu po sobie poznać, że ktoś jeszcze tak niedawno, mógł tu trenować.
Zachowała grobowe milczenie i pokerową twarz.
Ze swojego podręcznego zestawu “Małego Szpiega” sala wiedziała, że opustoszenie jest najlepszą metodą na zatajenie informacji przed wrogami.

Parking szkoły im. Williama Shakespeara mógł rywalizować z najlepszymi salonami samochodowymi na całym świecie. Wszystkie zebrane tam auta można było podzielić na dwie kategorie; szybkie auta sportowe najwyższej klasy bądź elegancje, zabytkowe auta, marzenie kolekcjonera, w sumie trzecią kategorią mogło być połączenie dwóch poprzednich, które też się zdarzało.
Dżul, wiem co będziemy dzisiaj robić! Zabieraj narzędzia, idziemy na włam. Ale kradniemy tylko samochody z tej trzeciej kategorii - nikt nie powinien zauważyć, skoro docelowo są tylko dwie.
Podoba mi się twój plan, żołnierzu! *zaciera ręce*
Hm, czy ta trzecia kategoria wyglądała tak?

Nie powiem, sama chętnie bym posiadła taki samochód, ale nie wiem, czy stare auta można jeszcze nazywać “sportowymi”...
Sportowe jak na swoje czasy.

Przy nefrytowym Porsche George’ego stał pokaźny tłum uczniów koniecznie chcących się przywitać z szóstką przyjaciół.
Do której kategorii zaliczają się samochody zrobione z nefrytu?

Niektóre dziewczyny próbowały swojego czaru, starając się zwrócić na siebie uwagę stojących przy aucie panów, natomiast faceci pod maską zupełnego niezainteresowania wygłaszali jakich to oni osiągnięć nie mają i jak bardzo dziewczyny ich uwielbiają, niestety nic nie skutkowało. Przyjaciele byli jak głusi na tego rodzaju zaczepki.
Scena ta przemówiła do mojej wyobraźni... Przy samochodzie stoi grupka lanserów w pozie władców świata, obok tłoczy się stadko dziewczyn, a wokół nich chłopcy, którzy udają, że są tu przypadkiem. Ten patrzy w chmury, tamten zrywa kwiatki, inny piłuje paznokcie, a wszyscy  w przestrzeń rzucają uwagi o swoich podbojach. Uroczy obrazek.
Mam wrażenie, że oni są osią wszechświata: w centrum boChaterowie, dookoła nich dziewczyny, później faceci, następnie znowu dziewczyny, itp., itd...

-Zwijamy się?- rzucił pytanie Dave całując Carole namiętnie w usta.
Jednocześnie? To chyba trochę utrudnia komunikatywność.

Reszta paczki popatrzyła się po sobie i skinęli potakująco głowami, znudziło im się już takie siedzenie i słuchanie głupich przechwałek i historyjek z wakacji osób których nawet z imienia nie pamiętali.
Należyty hołd został odebrany, można wracać do domu.
“Janie! Zaprzęgaj! Nie będziemy się bratali z tym pospólstwem!”

Dusznego powietrza w samochodzie, nie mogły przepędzić nawet otwarte szeroko okna.
Taaak, rzeczywiście, największą wadą samochodów typu kabriolet są problemy z klimatyzacją. *kiwa głową ze zrozumieniem*
No, milordzie! *Koona ledwo może* Ale tak to jest, jak się jeździ w sześć osób dwuosobowym cabrio.

 (...) -To co teraz? Impreza, czy grzecznie wracamy do domu?
-Wiesz co Yve, dzisiaj nie mam ochoty na siedzenie w żadnym klubie. Jedźmy lepiej do nas- zaproponowała Valerain bawiąc się kosmykiem włosów który spadł jej na oczy.
Nie! Uważaj! To kosmyk - ninja! One atakują spadając na swoją ofiarę z góry.

 Jasper pokiwał głową potakująco a Carole nie mogła się już doczekać obiecanych jej wcześniej przez Val prezentów z Kraju Kwitnącej Wiśni.
-Tak więc ustalone
- Niechaj się stanie.
A Słowo stało się ciałem... A nie, to nie ta historia.

Godzinę później skręcali z Prince Albert Road w Wells Rise, ulicę prowadzącą bezpośrednio przez bramę wjazdową do dzielnicy. Sanktuarium Aniołów, położone było zaraz koło olbrzymiego Regent’s Park. Przestrzeń parku dawała poczucie wolności i niepowtarzalnego spokoju, którego normalnie nie można zaznać w centrum miasta. Życie ludzi mieszkających w tym miejscu biegło inaczej, niż życie zwyczajnych, szarych obywateli.
Nie dotyczyły ich społeczne konwenanse, takie jak spotkania ze znajomymi, obowiązek chodzenia do szkoły, oh wait.
Piękne okoliczności przyrody, luksusowe domy... To znamionuje raj podatkowy.

George z piskiem opon zaparkował dokładnie pod domem państwa de la Valliere z którego wychodził właśnie Pan domu w towarzystwie jakiegoś mężczyzny, zapewne jednego z Lordów, w końcu dzisiaj mieli mieć obrady w Izbie Lordów, a następnie tradycyjne spotkanie w Klubie Dżentelmenów.
W to ostatnie uwierzę, nawet często przechodzę obok takiego Klubu Dżentelmenów.

Zgodny chórek głosów przywitał obu mężczyzn lustrujących nowe auto wzrokiem.
Dla podkreślenia podniosłych momentów zatrudnili dziecięcy chórek kościelny.

Widoczne było na ich twarzach uznanie, dla nowej zabawki Panicza Phantomhive.
-Cześć dzieciaki. George, czyżby to był Twój nowy samochód?- Louis de la Valliere z uśmiechem przyjrzał się jeszcze raz samochodowi.
-Jak widać. Prawda, że niezłe cacko- bardziej stwierdził niż zapytał George otwierając tylne drzwi przed Yvette Valerain i Carole, siedzącymi z tyłu.
W tym momencie z krzaków powinien wyskoczyć Jeremy Clarkson, i okładając panicza Phantomhive kołpakiem krzyknąć “Porsche Carrera GT nie ma tylnich drzwi, ty smutny idioto!”

Pierwsze tygodnie szkoły minęły wszystkim uczniom niespodziewanie szybko. Każdy zajęty był swoimi sprawami. Aktorzy przygotowujący „Upiora w Operze” pod przewodnictwem Pani Boyl zajęci byli próbami, malarze i rzeźbiarze oprócz przygotowywania się do swojej wystawy pomagali w tworzeniu dekoracji do spektakli jakie w tym roku będą miały miejsce, natomiast projektanci i ich grupy przygotowywali się do swojego pokazu mody jednocześnie konkurując między sobą o to kto zajmie się projektowaniem strojów do „Jeziora łabędziego” oraz „Upiora w Operze”, wszystko to niesamowicie czasochłonne nie dawało zbyt wiele czasu, przynajmniej osobom zaangażowanym, na wygłupy.
AŁtorka tak się zaangażowała w przygotowywanie przedstawienia, że aż w tym całym zamieszaniu zgubiła parę przecinków. Radzę ich poszukać, może leżą gdzieś na podłodze.

-Pięć minut przerwy- zakomenderowała Madame Leroux, jedna z nauczycielek baletu, wyłączając utwór do którego właśnie robiła układ. Oprócz układów i piosenek do spektakli, uczniowie uczyli się rzeczy które mogli przedstawić na zwykłych koncertach charytatywnych, lub aby po prostu rozwijać dalej swoje umiejętności
To znaczy jakie? Takie, które nie wymagały obecności królowej na widowni?
Mniej wyrafinowane. Takie, które przypadną do gustu plebsowi na jakimś pospolitym koncercie charytatywnym.

Wycieńczona młodzież ostatkami sił doczołgała się do szatni uzupełnić płyny. Nikt nie miał siły rozmawiać, nie mówiąc już o żartowaniu. Przynajmniej na razie.
Płyny? Woda, olej, benzyna, płyn chłodniczy, płyn do spryskiwaczy... Coś pominęłam?
Tylko parę rzeczy, Koono. No, jak zaczną to wszystko uzupełniać (mają ze sobą kanistry?), trochę czasu stracą.

Valerain opadła na parapet trzymając w jednaj ręce ręcznik a w drugiej wodę mineralną. Wtarła ostrożnie twarz miękkim materiałem i założyła go sobie na szyję otwierając butelkę. W momencie kiedy chciała się z niej napić, butelka została jej zabrana. George wypił pół butelki wody wzdychając z radością, podczas kiedy brunetka groźnie zmrużyła oczy mierząc przyjaciela wzrokiem.
-Zbiera ci się kolego- mruknęła odzyskując butelkę z której wypiła do reszty wodę.
Z tej butelki. Ostatnio tak często używanym słowem były włosy, które okazały się potem bronią masowego rażenia. W tej butelce musi być coś więcej, niż zwykła woda!
Dlatego tak zaostrzyli przepisy dotyczące przewożenia płynów w bagażu podręcznym w samolotach.

George nie skomentował słów Valerain, przyglądając jej się z ironicznym uśmieszkiem, tak typowym dla niego. Ten uśmiech był prawie jego znakiem firmowym, po którym można było rozpoznać Panicza Phantomhive.
Kiedy go nie używał, nawet rodzona matka by go nie poznała. Jako swój znak firmowy obłożył go patentem.
Ma takie małe © w kąciku ust?

W tym momencie do szatni wpadła Pani Boyl, a za nią pewnym krokiem wszedł młody chłopak. Był dość wysoki, z półdługimi kasztanowymi włosami. Czekoladowe oczy przyglądały się od niechcenia wszystkim zebranym w szatni studentom. Ubrany był w zwykłą białą koszulę rozpiętą pod szyją i proste jeansowe spodnie. Profesorka nie musiała się nawet odzywać, żeby wszyscy zyskali pewność, że przed nimi stoi właśnie odtwórca roli hrabiego de Chagny.
O, zbiorowa iluminacja.

-Moi mili, to jest właśnie Thomas Thermopolis, nowy uczeń naszej szkoły- wyjaśniła bardzo zadowolona nauczycielka, poprawiając okulary na nosie. - Valerain, byłabym wdzięczna gdybyś w czasie długiej przerwy pokazała Thomasowi szkołę i wyjaśniła regulamin.
Mam wrażenie, że Valerain dorabia do kieszonkowego jako przewodnik po zamku.
Nauczyciele mają nadzieję, że ktoś w sytuacji sam na sam z Valerain nieopatrznie odpali jej włosy i będą ją mieli z głowy. Ale może to tylko ja tak sobie marzę.

-Nie ma sprawy- zgodziła się dziewczyna lustrując wzrokiem chłopaka.
Lustracja przebiegła pomyślnie. Podobnie jak nefrytowe Porsche, nowy uczeń nie był agentem UB, a jedynie “niezłym cackiem”. Wiem, czepiam się, bo ten zwrot jest poprawny. Ale co zwykłym, swojskim “przyjrzeć się”?

Z całą pewnością był przystojny, z tym musiała się zgodzić, ale nie widziała powodu żeby od razu się nim podniecać tak jak to czyniły właśnie jej koleżanki, tyle że one nie miały możliwości przebywania prawie cały czas w towarzystwie George’ego, który niewątpliwe był jednym z najprzystojniejszych chłopaków w szkole, o na pewno największej sile przyciągania i wielkim czarze. To niewątpliwie był powód dla którego, Valerain nie zaczęła gorączkowo poprawiać swojej urody.
Brzmi to, jakby uroda była wirusem, który powoduje u innych ludzi pewne określone objawy, a na który człowiek zdobywa odporność poprzez długotrwałe przyjmowanie dużych dawek.

Pani Boyl coś tam jeszcze zaczęła mówić odnośnie premiery i indywidualnych przesłuchań duetów i ustalania wyglądu scen, ale dotarło to może do jednej trzeciej uczniów gdyż zaraz kiedy profesorka przestała się zajmować nowym studentem jej klasy, Toma obległ tłum dziewczyn i kilku facetów, proponując wprowadzenie w klimat szkoły, zapoznanie z ludźmi i tym podobne.
Facetów? Teraz do mnie dotarło: w tej super-hiper-mega elitarnej szkole nie ma osobnych szatni dla dziewcząt i chłopców? Dyrekcja aż tak wspiera koedukację?
Może w ramach oszczędności dla dziewcząt i gejów są wspólne?

Chłopak odpowiadał na każde pytanie uśmiechając się wesoło co tylko zachęcało zebrane wokół towarzystwo do dalszego oblegania go.
-Wiesz Val, chyba mu nawet trochę współczuje- powiedział George przeglądając się w szybie okna i poprawiając
(złowrogo) włosy.-Ale z drugiej strony coś mi w nim nie pasuje.
-Boisz się że odbierze Ci pozycje, największego ciacha w szkole?- zadrwiła Laine przyglądając się chłopakowi strojącemu pośród tłumu dziewczyn.
To przerwa w szatni czy koncert na stadionie? Skąd nagle te tłumy?

-Te, Panienko de la Valliere- zaczął George przybliżając swoją twarz do twarzy przyjaciółki- chyba sobie Panienka raczy kpić ze mnie, a to nie ładnie- powiedział gryząc ją w nos, na co dziewczyna zareagowała cichym piskiem.
-Debilu, to bolało- mruknęła trzymając się za nos podczas kiedy George skręcał się ze śmiechu obok na parapecie.- Zemszczę się, zobaczysz.
Sądząc po kulturze osobistej wypowiedzi naszych młodych arystokratów, od razu można stwierdzić, że ich szlachetni rodzice włożyli dużo pieniędzy i wysiłku w edukację w zakresie dobrych manier i subtelnej sztuki prowadzenia konwersacji.

Valerain wstała z gracją z parapetu i poszła prosto w stronę nowego kolegi, opowiadającego właśnie jakiś dowcip, towarzystwu zebranemu wokół.
-Nareszcie się doczekaliśmy. Pani Boyl, po raz pierwszy chyba nie dała się odwieść od jakiejś decyzji- powiedziała czarnowłosa z uśmiechem patrząc na Toma- Mam nadzieję, że dowiem się dlaczego.
Chyba coś mi umknęło. Jaka decyzja? Od czego odwodzić? “All day, all night, WTF?”
Mogę tylko wzruszyć bezradnie ramionami.

-Ręczę, że się dowiesz. Jeszcze dzisiaj na próbie- zaśmiał się szelmowsko chłopak- Ty jesteś Valerain, prawda? Pani Boyl, sporo o tobie mówiła.
-Doprawdy? A co ciekawego Ci o mnie powiedziała.
-A to może omówimy jak będziesz pokazywać mi szkołę.
-Da się zrobić- powiedziała Valerain uśmiechając się rozbrajająco do chłopaka.
Ostatnio podczas takiego “pokazywanie szkoły” Lain miała propozycję matrymonialną. Ach, te przechadzki zachęcają do miłosnych przygód bardziej niż męska toaleta.

 George obserwował poczynania przyjaciółki zirytowany i rozbawiony jednocześnie. Dziewczyna doskonale zdawała sobie sprawę jaki wpływ ma na niego i na odwrót. Normalnie kiedy widziało się te dwójkę razem posądzano ich o bycie razem, czemu oni stanowczo zaprzeczali. Jednak nie dało się nie zauważyć, że coś ich ciągnie ku sobie.
Noo, mówiłam, że będzie trójkącik!
Ale miałaś na myśli innych boChaterów, nie? Zresztą, co za różnica, poziom stężenia lansu i tak nas zabije nim stanie się cokolwiek godnego popcornu.
Zawsze pozostaje nam kawior, bardziej pasuje do tego całego zadęcia.

06. Nieszczęścia chodzą piątkami
Czyżby zredukowała nam się liczba cudownych dzieci, czy autorka postanowiła zmiażdżyć któregoś z boChaterów taką ilością nieszczęść?

Gdy po korytarzu poniósł się echem dźwięk dzwonka, z sal i pracowni wylali się tłumnie studenci, dyskutując na temat minionej lekcji bądź innych, ciekawszych zapewne, spraw.
Studenci, łohoho. Dziecko, skończ najpierw liceum i dostań się na studia, a potem nazywaj się studentem (powiedziała osoba, która naukę na uniwersytecie rozpoczyna dopiero w tym roku... ;)).

-Caroline, David zostańcie jeszcze na chwilę- poprosiła profesor Dail składając materiały z których prowadziła dziś wykład. Carole i Dave spojrzeli na siebie nie za bardzo rozumiejąc o co chodzi, ale posłusznie przystanęli przy biurku nauczycielki.
Profesor Amanda Dail była dość wysoką kobietą w wieku około lat trzydziestu paru. Nie była brzydka, brązowe włosy nosiła zawsze upięte w luźnego koka, a grzywka opadała jej podkręcając się na oczy, przez co często ją odgarniała, co i tak nie pomagało. Duże zielone oczy podkreślała różnymi cieniami i kredką, sprawiając że nabierały intensywności. Ubierała się tylko w długie spódnice wszelkiej maści , i do tego dopasowane bluzki.
Maści kasztanowatej, gniadej, karej..

Nieodłącznym dodatkiem do jej stroju były apaszki, nigdzie się bez nich nie pojawiała. Niespecjalnie przepadała ona za dwójką nastolatków którą do siebie wezwała oraz ich przyjaciółmi, jak twierdziła, przez ich arogancję i próżność. Wszyscy jawili jej się jako rozpieszczone dzieciaki z bogatych domów, które z racji swojego statusu myślały że mogą wszystko. Był to nadzwyczaj dziwny pogląd zważywszy na to, że cała szkoła zapełniona była tego typu ludźmi.
Doprawdy, jak dla mnie to nie do pojęcia...
No co za dziwy, panie tego. Pewnie to zazdrość sprawiała, że nauczycielka nie była w stanie zauważyć uroku swoich wychowanków. “Uwzięła się”, jak nic.

Prawda była jednak taka, że kiedy mieli po piętnaście lat, Jasper szesnaście, Amanda zapałała nagłym uczuciem do chłopaka, który dość stanowczo powiedział jej, na oczach swojej siostry i przyjaciół, żeby dała sobie spokój gdyż on nie leci na stare panny. Tak zwany, cios poniżej pasa.
Uuu... Takie ekscesy w tak elitarnej szkole?
To był cios poniżej pasa, powinien zostać zdyskwalifikowany.

-Mogę wiedzieć dlaczego całą godzinę bardziej zajęci byliście sobą niż moim wykładem?- Dail odgarnęła niedbałym ruchem grzywkę z oczy przyglądając się tej dwójce z ironią.
Bogowie! Ta ironia jest wszędzie! Tej wyłazi z oczu, tamtemu z ust... Osacza mnie, osacza! Ginę! Ratunku! *bul bul bul bul*
Trzymaj się, już nadchodzę! *przybywa z ratunkiem na różowym jednorożcu* Słuchaj, może ona użyła opatentowanej ironii Georga i możemy ją podać do sądu?

-Ponieważ wykład nas nieinteresowaaaaa…..AU!- wrzasnął David kiedy łokieć Caroline wbił mu się boleśnie między żebra, ostrzegając przed dokańczaniem tej wypowiedzi.
“Dokańczanie” zawsze jest bolesne.
Ja zaś padłam ofiarą “wykańczania” przez wszędobylską ironię i obłudę. Co się stało z ludzką życzliwością?! *grozi pięścią niebu w akcie bezradności*
Zginęła w wybuchu atomowych włosów. Następnie w wyniku tego wybuchu powstał świat opka.

Dave rzucił dziewczynie wściekłe spojrzenie rozcierając intensywnie miejsce w które uderzyła go Carole.
-Doskonale w takim wypadku, napiszecie mi wypracowanie na co najmniej dziesięć stron o..- nauczycielka przez chwilę rozważała różne możliwości, stukając palcami o biurko- o metodach farbowania tkanin na przestrzeni wieków. Na jutro.
Kwik, to lepsze niż nasze przewidywania, jaki będziemy mieli temat na maturze z historii. Obstawialiśmy m.in. “Rozwój rybołówstwa na Bałtyku w okresie od XII do XV w.”.

Caroline i David spojrzeli po sobie z niedowierzaniem wydając z siebie cichy jęk rozpaczy. Mieli na dzisiaj zaplanowaną małą imprezę u Michaela z bliżej niewiadomej okazji a teraz te plany zostały przekreślone przez jakieś beznadziejne zadanie karne.
“Mam dwie różne skarpetki! Zróbmy imprezę!”
 - Hej, zróbmy imprezę!
 - Dobra, a z jakiej okazji?
 - Co powiecie na bliżej niewiadomą?
 - Brzmi dobrze.

-Mogłeś się tak do niej nie odzywać- powiedziała z wyrzutem Carole poprawiając nerwowo fryzurę, kiedy razem z Davem zmierzali w stronę jadalni, na której czekała już na nich, zapewne, reszta paczki.
Powiedziałabym znowu jakąś uwagę na temat poprawiania włosów i wybuchów, ale to się już robi nudne.
Dżul, cieszę się, że w porę to dostrzegłaś *chowa transparent z napisem “INTERWENCJA”*.

-Och, daj mi święty spokój. To głupia suka i tyle- odparł zirytowany Dave potrącając przez nieuwagę jakiegoś chłopaka który obrzucił go stertą wyzwisk rozcierając bark. Blondyn obrócił się i zmierzył poszkodowanego wściekłym spojrzeniem.- Nells, lubisz swoją buźkę, prawda?
Chłopak pokiwał oniemiały głową.
-No to zatkaj ją i nie wchodź mi pod nogi, bo mogę Ci ją przez przypadek poprzestawiać- warknął Dave i ruszył korytarzem łapiąc zdziwioną Caroline za rękę, ciągnąc za sobą.
Ech, żeby chociaż zagroził nasłaniem zawodowego zabójcy, albo aluzją zniszczenia interesów rodziny, a nie tak prosto z mostu... Rynsztokowa groźba obicia mordy nie przystoi przecież tak młodemu, dobrze urodzonemu człowiekowi.

***

Jasper zasiadł z ulgą na jednym z wygodnych stołków otaczających okrągły stolik przy którym siedziała już Yvette bawiąca się pierścionkami, z dość smętną miną, i naburmuszony George, który co rusz wyklinał na jakiegoś Thomasa.
-Widzę, że humorek dopisuje- zaśmiał się ironicznie do przyjaciela.
(Karny jeżyk za brak jakiejkolwiek empatii!) Niebiesko włosy obrzucił go lodowatym spojrzeniem i warknął kilka obraźliwych słów w stronę bruneta.
Myślałam, że się nie doczekam! Cóż za “klasyczny klasyk”, i to jeszcze z błędem! Czuję się jak w domu ^^.
Awww... masz rację, to takie klasyczne. Aż sama nie wiem, kto, co, i do kogo powiedział.

Po jakiś dziesięciu minutach do ich jakże wesołej gromadki dołączyli, równie weseli, Caroline i Dave, który wyglądał jakby miał zabić pierwsza napotkaną osobę.
-Boże, czemu w tym towarzystwie tylko mnie jest wesoło?
Jasper odgarnął z oczu włosy, zmartwiony zachowaniem przyjaciół. Wszyscy oni wyglądali jakby cały świat zmówił się przeciwko nim. Jako pierwszy wybuchł Dave opisując dokładnie całą sytuację jaka zaszła między nimi a nauczycielką na początku przerwy, wyklinając kobietę najgorszymi obelgami jakie znał. W każdym znanym mu języku.
Po klingońsku również?
Bij mnie, Dave, męcz mnie, mów mi brzydkie słowa po klingońsku...

Jako drugi wyklinać zaczął George, który zirytowany opisał im jak to jakiś nowy śmieć z ich grupy odbił mu bezczelnie towarzyszkę wszelkich rozmów i żartów.
A jeszcze rozdział temu był taki rozbawiony.

-Nie martw się, jeżeli ma nadzieję na coś więcej to się bardzo zawiedzie. Znasz przecież Val, nie od dziś- powiedział spokojnie Jasper przenosząc spojrzenie na swoją dziewczynę która wciąż uparcie bawiła się pierścionkami nie podnosząc na niego wzroku.- Yve, co się stało?
Hola, hola, niedobry człowieku! Czy tylko mi umknął fakt, że Yve i Jasper są razem, czy stali się parą poprzez iluminację?
Mnie też umknął. Może stali się parą mimochodem, już w trakcie akcji opka. To był wątek poboczny, który aŁtorka postanowiła pominąć.

-Lisa jest naprawdę świetna czyż nie- wysyczała jakby zupełnie nie na temat, rzucając mu wściekłe spojrzenie.
-Że co, proszę?!
-Nie stać Cię, żeby powiedzieć mi prosto w oczy, że ze mną zrywasz?!
-Że, co robię?!
-Zrywasz, tumanie! Stać cię było tylko na jakiegoś głupiego smsa?- warknęła Yvette podnosząc lekko głos- A do tego ta szmata, bardzo dokładnie mi opisała jak bardzo Ci na niej zależy
-Ja i Lisa?! Postradałaś zmysły Yvette?- drżący z emocji głos Jaspera można było wyraźnie usłyszeć w ciszy jaka panowała przy ich stoliku.-Jak mogłem ci wysłać smsa skoro komórkę mam……
Jazz zdenerwowany obszukał kieszenie spodni i torbę, jednak po telefonie nie było nawet śladu. Dave i Carole wpatrywali się w niego oniemiali natomiast George przytulił Yve, której kilka łez spływało po policzkach, szepcząc jej jakieś słowa pocieszenia na ucho.
Opkowe łzy właśnie dorobiły się własnej osobowości i rozpoczęły karierę terapeuty - psychologa.
Oh my, cóż za emocjonująca intryga się jawi. *bez zainteresowania podjada kawior*

-Suka- wysyczał brunet wstając gwałtownie ze swojego miejsca, wywracając przy tym z hukiem krzesło, czego nawet nie zauważył. Szybkim krokiem ruszył przez salę do stolika który zajmowała Lisa wraz z kilkoma przyjaciółkami. W między czasie na sali zaległą niespodziewana cisza, a wszyscy uczniowie z zainteresowaniem obserwowali młodego panicza przemierzającego całą ją zdecydowanym krokiem. Większość z nich po raz pierwszy miała okazję obserwować go tak wściekłego.
Podziwiajmy słynne angielskie opanowanie i niechęć do robienia scen. Mam ochotę zmusić aŁtoreczkę do obejrzenia paru brytyjskich filmów, z “Jak zostać królem?” na czele.
Och, moja droga, nie unoś się *popija herbatę z filiżanki, odginając przy tym mały palec*.

-Naprawdę, tak bardzo nie lubisz swojego życia Liso?- wysyczał zimnym tonem Jasper podchodząc do blond piękności szczebioczącej coś do swoich przyjaciółek. Dziewczyna zrobiła niewinną minę i spojrzała pytająco na chłopaka stojącego przed nią.
-Nie bardzo Cię rozumiem Jasper
-Doprawdy? A więc zapytam jeszcze raz, bardzo nie lubisz swojego życia?
-Jasper czy możesz wyrazić się jaśniej?
-Oczywiście, że mogę! Nie powinnaś nigdy zadzierać z osobą która ma moc zniszczyć Ci życie- wysyczał brunet przyglądając się uważnie dziewczynie, która pod dużą warstwą pudru pobielała na twarzy, rozumiejąc od czego zmierza.- Ten sms i to co powiedziałaś Yvette były twoim największym błędem w życiu.
Jasper zachowuje się jakby był co najmniej Lightem Yagami. Tylko, że nie ma nawet w połowie tyle klasy, co on.

-Przecież to był niewinny żarcik- wydukała drżącym głosem dziewczyna nerwowo poprawiając blond włosy.
-Oddaj mi telefon- warknął chłopak zupełnie ignorując jej poprzednią wypowiedź. Blondynka szybko wyciągnęła komórkę z torby i podała ją właścicielowi.
-Zacznij się pakować bo długo, w tej szkole nie wytrzymasz, nie mówiąc już o dworze- powiedział Jasper na odchodnym- To obietnica- rzucił jeszcze przez ramię, do dziewczyny która ze łzami w oczach opadła zrezygnowana na krzesło. Każdy wiedział, że obietnice Jaspera zawsze się spełniały.
Przy angielskiej, deszczowej pogodzie wytrzymanie na zewnątrz faktycznie może być trudne(nie wiem, czy moja jakże błyskotliwa uwaga jest zrozumiała dla osób spoza Wielkopolski).
Tak, chyba jest zrozumiała, tylko w Krakowie zamiast “ wyjść na dwór” mówi się “wyjść na pole”. Czyli Jasper zamierza zamknąć Lisę w lochu?

Kiedy brunet dotarł do stolika bez wahania podszedł do miejsca przy którym siedziała oniemiała Yvette i podniósł ją na nogi
(To ona siedziała na podłodze?)  mocno do siebie przytulając i szepcząc różne zapewnienia do ucha.
To wtedy co? Bo się w końcu nie dowiedziałam. Chóry anielskie, pardon, dziecięce chórki kościelne się odezwały?

Po chwili dziewczyna również się do niego przytuliła chowając twarz w koszule chłopaka, wdychając jego zapach i starając się uspokoić.
Pozostała trójka wymieniła porozumiewawcze spojrzenia wzdychając z ulgą. Obawiali się, zresztą słusznie, że to wszystko mogło się skończyć gorzej dla Lisy niż tylko zniszczonym życiem na dworze i w szkole.
Jasper nie tupnął nóżką, co oznaczało, że Lisa będzie żyła.

-Co się stało?
Valerain ze skupioną miną przyjrzała się po kolei swoim przyjaciołom rzucając swoją torbę na wolne krzesło. Obok niej stał Thomas ze zdziwioną miną obserwując twarze najbardziej znanej paczki w szkole. George na jego widok skrzywił się nieznacznie, przywołując jednak natychmiast na swoją twarz swój firmowy lekko ironiczny, arogancki uśmieszek. Dave i Carole obrzucili chłopaka zaciekawionym spojrzeniem, natomiast Jasper i Yvette zupełnie nie zwrócili uwagi na nowo przybyłą dwójkę.
-Carrie?- brunetka spojrzała na przyjaciółkę oczekując jakiejś odpowiedzi.
-Później- machnęła ręką różowo włosa dziewczyna wskazując spojrzeniem, że nie jest to informacja dla osób postronnych.
Bo wcale tej żenującej sceny nie musiała przed chwilą oglądać połowa uczniów szkoły. Na pewno uda wam się zachować dyskrecję.
Jak połowa? Wszyscy! Poza Tomem i Valerian.

Tom widząc to pożegnał się szybko z nową znajomą i ruszył w stronę dziewczyn ze swojej grupy które z zadowolonymi uśmiechami wskazały mu krzesło obok siebie od razu zaczynając rozmowę.


W tym momencie aŁtorka zakończyła przygody szlacheckiej grupki przyjaciół, ku naszej wyraźnej uldze.
*miota się po podłodze* Czy mogłabyś w końcu pomóc mi z tą ironią. Zaczyna mnie gryźć po plecach, a tam nie sięgam!
Dobrze, tylko najpierw pozbędę się tych włosów, bo mnie całą oblazły, a na dodatek spadają mi z góry na oczy!


Czytelników zapewniamy, za tydzień wrócimy z nową analizą... jeśli tylko uporamy się z postopkowymi problemami.

2 komentarze:

  1. Ale, o dziwo, komuśtam na policzek spłynęło KILKA łez! Nie "pojedyncza" nie "samotna", a "kilka"! Nowy trynd w świecie opek, czy może pojedyncza łza jest już zbyt mainstreamowa?

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń